Kolejnym punktem wycieczki był park narodowy Naivasha z jeziorem o tej samej nazwie, słynącym z bogactwa gatunków ptactwa wodnego, zamieszkanego przez kilka rodzin hipopotamich. I o ile ptactwo nas kręci średnio, o tyle hipopotamy wprost przeciwnie. MNM oszalał za obiektywem, mamy 2434589 zdjęć tych pięknych zwierząt w różnych stadiach rozwarcia paszczy i wychylenia nad wodę. Wszystkie oczywiście równie zajmujące, aczkolwiek jeśli pozwolicie, oszczędzę Wam całości, ok?
Ptaszki różne:
I hipopotamy - no sami powiedzcie, czyż nie słodkie?
Prawdziwą atrakcją jest spacer po wyspie Crescent - w końcu na własnych nogach, bo w parkach generalnie obowiązuje zakaz wysiadania z samochodów, dla bezpieczeństwa - PODOBNO na wyspie nie ma drapieżników. Za to są inne zwierzaki:
Z Naivasha pojechaliśmy nad jezioro Nakuru, siedlisko flamingów:
i nie tylko...
Ale i tak hitem dnia pozostały hipopotamy. Choć żyrafa i nosorożec walczyły dzielnie do końca.
czwartek, 3 grudnia 2009
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz