poniedziałek, 30 maja 2011

Пусть всегда будет солнце

Będzie sielsko, anielsko.
Będzie nas budziło pianie koguta za płotem, będziemy wychodzić boso na trawnik, słońce będzie grzało w stopy, a trawa będzie mokra od rosy.
Będziemy siadać z kawą na tarasie, będą pachniały bzy i jakoś dogadamy się z pszczołami co do podziału miodu bez zbędnych ofiar w ludziach.
Będziemy rozmawiać przez furtkę z listonoszem, który będzie przyjeżdżał na rowerze.
Będziemy mieć dwa duże psy, pod którymi będzie można świetnie ogrzać sobie stopy, bo będą leniwe i całe wieczory będą się wylegiwać przy naszych fotelach.
Będziemy leżeć w hamaku i czytać książki, a później się chwilkę zdrzemniemy.
Będziemy wydawać przyjęcia w ogrodzie, urządzać pikniki i ogniska z kiełbasą i gitarą, i będziemy śpiewać nie przejmując się zupełnie tym, że kompletnie nie mamy słuchu (ja) ani głosu (znów ja).
Będziemy siedzieć z dobrymi ludźmi przy winie, komary będą nas gryzły, ale tylko trochę, i będziemy się śmiać i nikomu nie będzie to przeszkadzało, nawet późno w nocy.
Będziemy palić w kominku i potem nikomu nie będzie chciało się wynosić popiołu.
Będziemy rwać winogrona, porzeczki i maliny prosto z krzaka i będziemy je jeść, jeszcze ciepłe od słońca.
Będziemy mieć malutkie drzwiczki dla kota, ale kot i tak będzie wolał leżeć przy kominku zamiast szlajać się po mokrej trawie i okaże się, że te drzwiczki są zupełnie bez sensu.

Nawet jeśli trudno w to wszystko dziś uwierzyć.

czwartek, 12 maja 2011

sezon na

Nabyłam właśnie kilo szynki wieprzowej, kilo kurzych piersi i patyczki do szaszłyków, choć jeszcze rozważam opcję rzucenia tego na grilla prosto z torebki foliowej z naklejoną ceną. Wszak jestem realistką i doskonale zdaję sobie sprawę, że ambitny plan dłubania w szaszłyczkach przetykanych tu śliwką suszoną, tam boczkiem, a ówdzie papryką czy inną cebulką może okazać się tylko chwilową mrzonką, którą brutalnie zmiażdży ciężka rzeczywistość i okaże się, jak onegdaj nie raz i nie dwa się okazywało i nie raz zapewne będzie to miało miejsce w przyszłości, że jestem masakrycznie spóźniona, a wciąż mam mokre włosy i lakier na paznokciach, a w ogóle to NA NIC NIE MAM CZASU. Aczkolwiek muszę przecież wziąć pod uwagę ewentualność, że tym razem będzie zupełnie inaczej niż zwykle i szaszłyczki się ziszczą. Nadzieja umiera ostatnia.

Sezon grillowy jakoś zaskoczył mnie w tym roku, Was też? Jakoś tak przedwczoraj padał śnieg, a dziś noszę japonki - jakoś tak nie halo. Ale nic to, polskie lato zapewne zaskoczy nas jak co roku zacinającym deszczem, zaraz się człowiek poczuje bardziej swojsko i na miejscu.

Z nowości to mam chorego kota. Ktoś kiedyś próbował podać kotku syropek? Temu kotku? Zaznaczam, że syropek nawet smaczny (próbowałam, a jak), bo słodki - ergo lepki na potęgę, co pięknie się odznacza na każdym meblu łazienkowym, na moim odzieniu wierzchnim (ale wycwaniłam się i od dziś przeprowadzam operację w szlafroku!), na łazienkowym lustrze i innych meblach, na kocim futrze - zasadniczo wszędzie, poza malutkim gardziołkiem słodkiego koteczka, który dodatkowo uprzyjemnia okoliczności darciem się, jakby go ze skóry obdzierali i wściekłym drapaniem na oślep wszystkiego, co w zasięgu łapeczek. I jak tu nie kochać sierściucha?

Z postępów na budowie to wkopaliśmy dwa krzaki rdestu i jedną magnolię. Też pięknie.