Dzieci mi nie płaczą, nie zgubiłam kluczy, stan osobowy na chacie bez ujemnych zmian i większych perturbacji, stan konta podobnie, na obiad nie było wątróbki, nie wywalili mnie z roboty, MNM też nie, nie jest minus pierdylion stopni celsjusza i nie rozpierdoliło nam rur, nie stłukłam lustra, ani żadnego elementu zastawy ślubnej, nie trafił mnie piorun, ani szlag, nie trafiłam na dziwkarza, nie zabrakło nam wina, kot nie wyskoczył z okna, nie mam zapalenia zatok, nie bolą mnie zęby, nie jestem w ciąży, nie złapałam gumy na autostradzie, nie jedziemy na wakacje nad polskie morze, nie wykoleił się pociąg, nie przypaliłam owsianki, nie rozlał mi się płyn do czyszczenia piekarnika w torebce, nie dostałam mandatu, MNM o dziwo też nie, nie obcięłam się na pazia, nie spadłam ze schodów, a koniec świata póki co odwołano, podobno.
Czyli wbrew pozorom to nie jest tak, że zwaliły się na nas wszystkie nieszczęścia na raz, złapmy tylko odpowiednią perspektywę, tak?
wtorek, 10 stycznia 2012
poniedziałek, 2 stycznia 2012
falstart
Nowy rok zaczął mi sie ujowo na maxa, mimo moich najszczerszych chęci i nawet starań w kierunku dokładnie odwrotnym. Po północy to jeszcze jak Cie mogę, życzenia-srenia, wszystko niby pięknie ładnie i względnie pod kontrolą, aż WTEM! kilkanaście godzin później jak nie jebnął, to aż mnie lekuchno zatkało. Ale w sumie główny impet był po północy, więc może nie muszę się zamartwiać, że cały rok będzie taki? Czy to działa jak z wigilią, czy jak?
Przesądna się robię na starość.
Od kilku dni towarzyszy mi bardzo nieprzyjemne uczucie, że za chwileczkę, za momencik coś walnie, ale to tak, że się nie pozbieram. I że to jeszcze nie to. Że będzie gorzej zamiast jak wszyscy sobie wczoraj życzyliśmy - lepiej. Albo chociaż niegorzej. Patrzę uważniej pod nogi i uważam, nie staje pod ciężkimi żyrandolami, ale coś mi mówi, że to nie to. Może powinnam się wybrać do wróżki Olgi zapytać, ki diabeł. Bo zwariuję z tej ostrożności w końcu.
A może to tylko chwilowa depresja związana z kolejną zmianą daty urodzenia (bo postanowiłam, ze skoro trzeba już koniecznie coś zmieniać co roku, to ja zamiast wieku będę sobie zmieniać datę urodzenia - od wczoraj jestem rocznik '85). A może to ten niewysłany łańcuszek o reniferach?? O matko, oby nie.
Przesądna się robię na starość.
Od kilku dni towarzyszy mi bardzo nieprzyjemne uczucie, że za chwileczkę, za momencik coś walnie, ale to tak, że się nie pozbieram. I że to jeszcze nie to. Że będzie gorzej zamiast jak wszyscy sobie wczoraj życzyliśmy - lepiej. Albo chociaż niegorzej. Patrzę uważniej pod nogi i uważam, nie staje pod ciężkimi żyrandolami, ale coś mi mówi, że to nie to. Może powinnam się wybrać do wróżki Olgi zapytać, ki diabeł. Bo zwariuję z tej ostrożności w końcu.
A może to tylko chwilowa depresja związana z kolejną zmianą daty urodzenia (bo postanowiłam, ze skoro trzeba już koniecznie coś zmieniać co roku, to ja zamiast wieku będę sobie zmieniać datę urodzenia - od wczoraj jestem rocznik '85). A może to ten niewysłany łańcuszek o reniferach?? O matko, oby nie.
Subskrybuj:
Posty (Atom)