wtorek, 26 stycznia 2010

upał jakby zelżał

Ku pamięci - -22 stopnie celsjusza w drodze do pracy.
MINUS DWADZIEŚCIA DWA.
Ostatni raz taką temperaturę odnotowano tu kiedy? W czterdziestym siódmym?

Ciepłe majtki, ciepłe rajtki, ciepłe skarpetki, ciepłe podkoszulki, ciepłe koszulki, ciepłe sweterki, ciepłe buty, ciepłe kurtki, ciepłe rękawiczki, ciepłe szaliki, ciepłe czapy - najlepiej te puchate z uszami. Gorąca herbata, grzane wino, ciepła zupa, setka wódki. Kanapa, kocyk po nos, dodatkowy polar. Wrząca kąpiel. Sauna. Solarium nawet.

I nic.


Czy zawiesiliście już słoninkę dla sikorki?

czwartek, 21 stycznia 2010

flasz njus

Zimno jak na Alasce.
Białe gówno chyba się zadomowiło.
Załapałam o co chodzi z tym dosiadem w galopie.
Jeżdżąc czuję jak mi zamarza woda w głębokich warstwach skóry.
Wygrałam tydzień temu w pokera, więc dziś pewnie znów wtopię.
Wessało nas w nowy serial o szesnastoletnim noworodku.
Poszukuję sposobów na wydobycie MNM z zimowej deprechy.
Poza tym po staremu.

A co u Was?

wtorek, 19 stycznia 2010

maskarada!

Na tapecie karnawałowe szaleństwo.

Zakładowa gazetka kusi zaproszeniem na bal, jedyne czypińcet od pary, w cenie schabowy i bigos, wódeczka symbolicznie, pół litra na łebka, reszta we własnym zakresie, obowiązują kotyliony i white tie, eresfałpe silwuple. Owszem, mam jeszcze wolne miejsca w kajeciku, acz takie bardziej pojedyncze z boku w trzecim rzędzie.

Jednakowoż w PEWNYM towarzystwie nie wypada pojawić się na balu w stroju seksi_czirlider ani slaty_ners, trwają więc gorączkowe poszukiwania odpowiedniego kostiumu, na miarę czasu i miejsca, stosownego do okoliczności i w ogóle.

Najchętniej poszłabym w stronę Śpiącej Królewny.
Z tym, że niekoniecznie musi być królewna.

poniedziałek, 18 stycznia 2010

za, a nawet

Na fali wczorajszego sukcesu referendalnego proponuję kolejne głosowanie: kto za odwołaniem Zimy?

Argumenty ZA w sumie całkiem podobne, co w przypadku ex-prezydenta: jej rządy "ośmieszają miasto" (jak można wyglądać poważnie w kurtce puchowej i trzech swetrach?) i doprowadziły m.in. do: fatalnego stanu ulic (!!!) i chaosu komunikacyjnego (a nie?!), nieodpowiedzialnego wydawania pieniędzy na chybione inwestycje (ogrzewanie) i liczne podróże zagraniczne (odreagowanie w ciepłych krajach) oraz bałaganu w mieście.

Liczę na zrozumienie i szerokie poparcie społeczne.
Tymczasowo da się Przedwiośnie, a potem w trybie nadzwyczajnym Wiosnę od połowy lutego.
Kto za?

środa, 13 stycznia 2010

why me???

W sumie nie ma o czym mówić, ale z tego miejsca chciałabym zaznaczyć, że NAPRAWDĘ nie ma w tym ŻADNEJ mojej winy. Najwyraźniej mam niewyobrażalnie skutecznego pecha, 100/100, ale nie jest to powód, żeby znów się na mnie drzeć i wyzywać od niepowiemczegozakierownicą, tak?

Wzięłam samochód na godzinę, odpadła mu tablica rejestracyjna.
KURWAMAĆ.

poniedziałek, 11 stycznia 2010

manifest

Jeśli miałabym określić jednym słowem mój aktualny nastrój, to owszem: mampeemesprzytyłamdziesięćkiloiwszyscyspierdalać.

Dodałabym może jeszcze jakąś soczystą kurwę, gdyby nie fakt, że damie nie przystoi. Zgodnie z teorią, iż każda kobieta winna być damą, jednakże z zastrzeżeniem przestrzennym - obowiązek ten ciąży na nas wyłącznie w dużym pokoju, w kuchni i sypialni należy przyjmować odpowiednio inne role sytuacyjne, wiadomo. Zawsze uważałam to za uroczy pomysł, ciekawe, że żaden nie chce się przyznać do autorstwa. A w pracy? Po mojemu w pracy to najpewniej obowiązuje wcielenie zimnej suki, aczkolwiek mogę się mylić.

Ale nie o tym chciałam.

Na fali przypadkowo trafionej w telewizorze kilka dni temu którejś tam powtórki z Seksmisji, babskiego wieczoru zupełnieniebezalkoholowego oraz megawkurwu, który zaliczyłam dziś rano w kierunku MNM stwierdzam po raz kolejny, że zdecydowanie można podzielić ludzi na lepszą i gorszą płeć. I niech sobie mają nawet to swoje słynne sikanie na stojąco, niewiele im to pomoże. Gdyby ktoś mnie dziś zapytał, to byłabym bez dwóch zdań ZA naturalizacją. Jak leci. Bez znieczulenia.

Dziękuję za uwagę.

poniedziałek, 4 stycznia 2010

i od nowa

Yh.
A nie mówiłam, że należy zlikwidować weekendy?
A te świąteczne, przedłużone (DO DWÓCH TYGODNI) to już w ogóle bez dwóch zdań.
Jestem półprzytomna.

Możliwe, że ma to niejaki związek z faktem, że udałam się na (nie)zasłużony spoczynek nocny ledwo 6 godzin temu, a zważywszy na fakt, że niniejsze słowa piszę do Was siedząc już czas jakiś na zakładzie, to najwyraźniej poza snem nastąpiły w rzeczonym czasookresie dodatkowo inne zdarzenia, takie jak mycie zębów, zmiana odzienia oraz przemieszczenie się na odległość 50 kilometrów - w każdym razie logika wskazuje na to, że musiały nastąpić, aczkolwiek zupełnie nie jestem w stanie odnaleźć w pamięci szczegółów potwierdzających domniemane zajście. Wychodzi na to, że spałam niecałe pięć godzin, a to bardzo niezdrowo. Bardzo! O jakieś 50% za bardzo.

No i po raz kolejny zostało potwierdzone empirycznie, że moim naturalnym przeznaczeniem jest wolny zawód i tryb życia mocno odbiegający od powszechnie przyjętych ram. Osiem godzin snu owszem, ale najchętniej w przedziale 4 rano - południe. Śniadanie około 18. Pieczona karkówka rozmrażana po 23 i serwowana na gorąco w towarzystwie ziemniaczków między 1 a 2 w nocy. Alkohol pod licznymi postaciami spożywany w godzinę po przebudzeniu. Ach.

Oczywiście miałam ambitny plan "schodzenia" stopniowo z godziną pobudki, że niby w czwartek o 11, piątek o 10, sobota... Ale się rymsło, kiedy wczoraj o 12:40 włączyłam drugą drzemkę.

A poza tym co.

Czytam o tropikach, oglądam zdjęcia z Afryki - trochę mi od tego cieplej. Ale jedynie pod warunkiem, że ma to miejsce pod kocem, a doustnie podawane są napoje wysokoprocentowe. Bo za oknem - tak jakby Alaska. Ja rozumiem bajkowe scenerie noworoczne, kulig i pysznęsannę, no ale halo. Może jednak bez przesady? Wszyscy wróciliśmy już do normalnych obowiązków, szkoły pracują, w biurach pije się drugą kawę, w fabrykach rozgrzewają się piece - może by tak trochę się opamiętać z tym białym szaleństwem? Przecież nie będę nosić zapasowych kapci na zakład, bo mi przemokły kozaczki po drodze.

Nie wspominając już o takim drobiazgu jak to, że jedyne buty które jestem aktualnie w stanie wzuć, to balerinki ze skóry ekologicznej (co to za dziwoląg swoją drogą), których podeszwa, gotowa jestem przysiąc, wykonana jest najwyraźniej z tektury. A to za sprawą dwóch bardzo sympatycznych klaczy, które były uprzejme w ostatnich dniach umieścić swoje kopyta w sposób gwałtowny i nieprzewidywalny na mojej lewej stopie, w skutek czego ta ostatnia podwoiła swój obwód w tak zwanym podbiciu dwukrotnie i w żadne kozaczki za chiny nie wchodzi. Także uprasza się o zrozumienie - ten cholerny śnieg ma zniknąć do jutra, czy to jest jasne? No. To się cieszę.

I jeszcze - wczoraj byliśmy w kinie (a co!) na Avatarze. No i nie wiem. Mam mocno mieszane uczucia, może lepiej sprawdźcie sami. Będzie kolorowo, to na pewno, ale wiele więcej nie będzie. Z tym, że naprawdę KOLOROWO.

A poza tym to jest fajnie.
Lubię nowe roki, kiedy mylę się jeszcze za każdym razem pisząc datę, a wszystko jest takie tabula rasa i można ją zamalować zupełnie dowolnie.

12 zupełnie nowiutkich, nieużywanych miesięcy.
52 piątkowe wieczory.
52 soboty.
52 niedziele do południa.
26 dni urlopu do wykorzystania wedle fantazji.
42 dni karnawału.
1 lato.
1 wiosna.

I to już zaraz!!!