piątek, 30 kwietnia 2010

łiiiiiikend

I to długi! Czegóż chcieć więcej od życia?
30 kwietnia to zdecydowanie mój faworyt wśród wszystkich dni roku, od kilku lat przebija nawet wigilię (bo kiedyś wiadomo, czekało się na Świętego Mikołaja, z wiekiem człowiek stracił złudzenia i wiarę w świętych). TTM?

A tu proszę, wszystko zgodnie z planem - słońce świeci, roślinność się zieleni, jeszcze tylko wytrzymam jakoś 6h w pracy i WOLNOŚĆ.

I będę chodzić boso po mokrej trawie.
I będę leżeć na ziemi i poczuję, że naprawdę jest wypukła.
I będę wystawiać twarz do słońca i wyobrażać sobie, że jestem na wakacjach.
I będę godzinami czytać książki na leżaku.
I będę spać w środku dnia zawinięta w koc na tarasie.
I będę pić wino przed 11 rano.
I będę mieć wszystko w dupie.

I pięknie będzie, no.

czwartek, 29 kwietnia 2010

na zdrowie

Dzięki bogu, że zdrowi jesteśmy.
Poważnie mówię.

Bo po pierwsze - to jestem absolutnie pewna, że gdyby tak zmuszono mnie do leżenia plackiem w łóżku dłużej niż standardowe 12 godzin, z całą pewnością doprowadziłabym moją rodzinę do bankructwa. Bankowo.

No bo co tu robić?
Allegro kusi. Ebay kusi. Milion sklepów internetowych kusi. O telezakupachmango nie wspominając!!!
A człowiek słaby jest, daje się wodzić na pokuszenie.
Zwłaszcza, że jakbym leżała w domu, to nie musiałabym z każdym głupim awizem zapitalać na pocztę, tylko zaprzyjaźniłabym się z panem paczkonoszem i wszystko by mi pięknie dostarczał pod samą kanapę.

Przy garach też przecież bym nie wystawała w chorobie (jakbym teraz wystawała, proszę Was), więc jedzenie z dowozem do domu.

Co prowadzi do kolejnej niedogodności - z całą pewnością dupa urosłaby mi do rozmiarów niekontrolowanych (jakbym teraz je kontrolowała, prrroszę Was).

O wydatkach na łapówki dla lekarzy i lekarstwa nie wspomnę.
Normalnie na katar tacham dwie pełne siaty z apteki, to o czym tu gadać.

Tak, dzięki bogu, żeśmy zdrowi.
Dzięki bogu, że to jednak nie był zawał.
I że wszystko będzie dobrze.

piątek, 23 kwietnia 2010

o co cho

Mój ulubiony słownik on-line jest doprawdy pełen niespodzianek. Zadaję mu oto proste pytanie - jak przetłumaczyć słówko "nakłucia", a ten mnie pyta "Czy chodziło Ci o: nakłonienie do uwierzenia w coś, co nie jest prawdziwe?". Hm. A wyglądam na taką?

piątek, 16 kwietnia 2010

stay put

Czarna passa komunikacyjna trwa.

Mieli my taki nieśmiały plan, co by dziś wieczorem uchlać się winem na plaży w Barcelonie. Wywiady miały być, autografy. Ale nie, oczywiście pierdolony wulkan na Islandii ma pierwszeństwo, jasne. Nie ma to jak wybuchnąć i sparaliżować ruch lotniczy na całym kontynencie. Fakt, że jest to jeden z mniejszych kontynentów NIE BĘDZIE uwzględniony jako okoliczność łagodząca.

A dziś rano - ledwo wystawiłam nogę za próg - natychmiast otrzeźwił mnie widok autobusu wbitego w ścianę kamienicy obok.

WTF??

Strach zbliżać się do okien, o wyjściu z domu nie wspominając.
Prosimy upewnić się gdzie znajduje się najbliższe wyjście awaryjne.

środa, 14 kwietnia 2010

chwiejna stabilizacja

Wiecie, co jest najgorsze?
Najgorsze jest, jak się żyje z człowiekiem 9 lat praktycznie 24/7, a ten Was W OGÓLE nie zna. I kupuje Wam jogurt gruszkowy.

Jadę sobie dziś rano jak co dzień na zakład w półśnie do pełnego snu (czasem nawet mi się coś śni po drodze!), ocykam się na chwilę na stacji benzynowej - co chcesz na śniadanie (kochanie) - weź mi jakiś jogurt (kochanie). No tak, ale żeby GRUSZKOWY? Co to w ogóle za smak jest? Truskawka, wiśnia - to są porządne, sprawdzone smaki. Wiadomo, czego można się po nich spodziewać, człowiek się czuje bezpiecznie. A nie tak. Teraz mi te małe ziarenka trzeszczą między zębami, no nienawidzę tego po prostu. Gruszka w jogurcie smakuje jak rozmoczona tektura i aromat identyczny z naturalnym. Paskudztwo.

A wydawałoby się, że osiągnąwszy pewien staż pożycia nie trzeba już precyzować smaków jogurtów i jaki chcesz sos do hot-doga. A tu proszę. Ładnie byśmy wypadli w takim na przykład czarparze! Jak to człowiek nie może być niczego w życiu pewien.

wtorek, 13 kwietnia 2010

The Glory of Poland

So do not tell me that cruel history cannot be overcome. Do not tell me that Israelis and Palestinians can never make peace. Do not tell me that the people in the streets of Bangkok and Bishkek and Tehran dream in vain of freedom and democracy. Do not tell me that lies can stand forever.

Ask the Poles. They know.


Published: April 12, 2010
NEW YORK TIMES

http://www.nytimes.com/2010/04/13/opinion/13iht-edcohen.html

środa, 7 kwietnia 2010

poniedziałek, 5 kwietnia 2010

hop bęc

Konie to są naprawdę mądre zwierzęta. Mimo że z pozoru bezdennie głupie, to jednak mądre. Albo raczej - sprytne.

Na przykład doskonale wyczuwają, z kim na co mogą sobie pozwolić.
Na przykład, że jeźdźca niezbyt profesjonalnego (jaki ładny eufemizm, prawda?) można pozbyć się z grzbietu zupełnie łatwo i szybko.
Na przykład pochylając gwałtownie głowę do przodu po skoku.
Tak dla przykładu tylko mówię.

Cóż, nie powiem, bolało.
Na pierwszych pięć oddanych skoków trzy zakończyły się kontaktem z glebą, po jednym zatrzymałam się na końskiej szyi, daleko za granicą siodła.

Ale za to ten jeden!
Człowiek nawet nie miał pojęcia, ile frajdy go dotąd omijało.