poniedziałek, 14 listopada 2011

same, same, but different


Głowa mnie boli z zimna. Wszystko fajnie, kotów głaskanie, na kanapie leżenie i z przyjaciółmi widzenie, ale dlaczego koniecznie w temperaturze ujemnej?

W domu wszystko po staremu, nawet remont, który miał być się prawie kończyć – po staremu, chyba po to żebyśmy nie czuli się jakoś bardzo wyobcowani po powrocie. Że niby tak kojąco zobaczyć po powrocie, że nic się nie zmieniło, swojsko tak.

Ponadto w pociągu wysiadło ogrzewanie (też po staremu), kozaki nie chciały mi się dopiąć na łydce (z japonkami jakoś nie miałam tego problemu), mam przesuszone dłonie i ochotę na daiquiri o smaku mango, ewentualnie porządne mojito – jakoś tak łyso śniadanie o suchym pysku jeść. A w ogóle to u mnie jest już 18:30 i zupełnie nie rozumiem, dlaczego a) nie jest ciemno, b) nie jestem pijana.

Dziwnie jakoś.

piątek, 4 listopada 2011

nirvana

Gdybyście kiedyś zastanawiali się, czy warto przelecieć pół świata, wstać o piątej rano i spędzić cały dzień w podróży po bezdrożach, żeby leżeć w listopadzie na plaży pod palmą z drinkiem w ręku, to po dłuższym zastanowieniu stwierdzam, że owszem, warto.

Nie wiem tylko, czy iść na masaż teraz, czy może jeszcze poleżeć. Chyba poleżę, masaż nie zając, nie?