Dam Wam dobrą radę - jak będziecie mieć kiedykolwiek wizytację gości z krajów wysokorozwiniętych, co to nie wiadomo, czym by ich podjąć, żeby nie wyjść na zaścianek i świat trzeci - postawcie na prostotę. Myślicie teraz - schabowy, kapustka? Myślicie - mielone z mizerią? Myślicie - gołąbki?? (GŁODNA JESTEM)
Otóż nie. Otóż i powszechny błąd - o ile goście nie są prosto z lotniska, to jest raczej pewne, że tym schabowy z gołąbkiem napchani są po kokardę. Otóż należy pójść jeszcze dalej. W stronę kuchni bardziej surowej, powiedziałabym.
Nasi wczorajsi goście powitali stół gromkim okrzykiem "Legumes!!!", następnie go opróżnili w tempie imponującym, następnie poprosili o więcej ("A MASZ JESZCZE POMIDOR?"), następnie opróżnili naszą lodówkę z wszelkiego rodzaju surowych warzyw, zagryźli chrzanem prosto ze słoika, następnie zjedli górę sera (jak to Szwajcarzy), następnie popili te pomidory żubrówką i rozpłynęli się w komplementach dla pani domu, która im te specjały zaserwowała (TYRAJĄC W POCIE CZOŁA DWA DNI PRZY KUCHNI). Cóż, ma się ten talent kulinarny.
Było przemiło.
Nie możemy się doczekać kolejnej wizyty!
Zakupiliśmy już przyczepę pomidorów.
środa, 1 lipca 2009
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz