poniedziałek, 24 maja 2010

znów będą!

Ukontentowanam, jak rzadko.

Jest kilka powodów stanu jak wyżej, aczkolwiek można powiedzieć, że wszystkie oscylują wokół jednej Przyczyny Głównej.

Bo właśnie wróciłam z zakupów, gdzie nabyłam 324736 książek lekkich, zabawnych, acz z pazurem (żadne mdłe do wyrzygania Coejle ani inne Pikolty nie wchodzą w grę, a fantastyka mi się już uszami wylewa, toteż ostatnio przerzuciłam się na Chmielewską i pochodne, bardzo sobie chwalę), pojemną torbę podręczno-plażową brązową w różowe mazaje oraz parę szmat i preparaty owadobójcze... TAK! JEDZIEMY NA WAKACJE!!!

Za chwilę dokonam ostatecznego kliknięcia klapą zakładowego komputera, trzasnę drzwiami i hej!

Można mi zazdrościć, proszę bardzo.
Nie żeby to było jakieś niewiadomoco, ale słońce i lenistwo gwarantowane, mnie tam niczego więcej nie trzeba. No, może jeszcze ewentualnie jakiegoś kelnera uzupełniającego napoje chłodzące i już. Jak zalegnę na leżaku pod parasolem dnia pierwszego, tak planuję się nie ruszać ani na krok aż poczuję się naprawdę wypoczęta. Czyli widzimy się jesienią.

Lecę się pakować!

wtorek, 18 maja 2010

reality bites

Weekend b. b. udany. Deszcz? Jaki deszcz?? U nas słońce świeciło jak głupie, spaliliśmy sobie nosy i karki, bez okularów p. słonecznych i kremu z filtrem 40 nie ruszaliśmy się spod dachu.

Poza tym to głównie się tam posilaliśmy - chyba w życiu nie zjadłam i nie wypiłam tyle w dwa dni. Pożarte ilości skorupiaków i innego wodnego paskudztwa liczyć należy w tonach. Czuję, jak obrastam skorupką i wypuszczam czułki. Wino wylewa mi się uszami. Życie jest piękne.

A tu co?
Mamy połowę maja, a ja rano wciąż włączam ogrzewanie dupy w samochodzie oraz farelkę w pracy. Czy komuś się coś nie pomyliło?? Mamy MAJ, nie MARZEC.

Jedynym pocieszeniem - za chwilę prawdziwe wakacje (o ile można nazwać prawdziwymi wakacjami te marne 14 dni, kiedy człowiek wciąż pamięta wakacje od czerwca do października, ehh). Dwa tygodnie słońca i obrzydliwego lenistwa, spanie do południa i 17 książek do przeczytania. Z bólem serca muszę przyznać, że nie jest tak znowu najgorzej. Co nieś?

poniedziałek, 17 maja 2010

wtorek, 11 maja 2010

nocne dylematy

O radę chciałam się spytać.

Taka sytuacja.

Załóżmy, że kłócicie się z Waszym Misiem karczemnie. W sumie trudno powiedzieć, czyja wina, nerwy puszczają obojgu i dochodzi nawet do rękoczynów (szczęściem tylko wobec przedmiotów martwych, ale zawsze).

I teraz tak - jest późny wieczór, WM zasnął beztrosko (drań bez sumienia, powiedzmy sobie szczerze), Wy ostentacyjnie siedzicie w drugim pokoju i zajmujecie się swoimi Bardzo Ważnymi sprawami, kontynuując standardowe bycie ponad to.

Co dalej? Idziecie spać z draniem, czy zostajecie na kanapie na noc? Dodam, że on naprawdę śpi i naprawdę nie zauważy różnicy aż do rana, więc tylko Wam będzie niewygodnie na tej kanapie, a on będzie miał całe łóżko dla siebie. A i rano nie przejmie się szczególnie, bo już po fakcie.

Dobra, załóżmy, że postępujecie racjonalnie i idziecie do sypialni. Oczywiście kładziecie się na samym koniuszku łóżka, owijacie skrawkiem kołdry i manifestujecie swoją wyższość. Oczywiście. Ale WM oczywiście ma to gdzieś, bo już zdążył przez sen o wszystkim zapomnieć i zwyczajowo się do Was przytula. Wy OCZYWIŚCIE próbujecie go zepchnąć, a wtedy on przez sen mówi "no nie bój się, nie bój" i "jestem tu" i przywala Was ciężką łapą (jak to Miś). I głaszcze po włosach.

I co?
Wybaczacie mu wszystko?
Tak za darmo??

piątek, 7 maja 2010

kobieta spełniona

Jest we mnie jakiś taki głupi atawizm, który głaszcze po główce w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku, kiedy włączam pralkę. Też tak macie? A już dwie pralki + dwie zmywarki + umyta podłogi = moja wewnętrzna kwoka gdacze z aprobatą.

I jeszcze karmienie.
To jest chyba jakaś zaszłość jeszcze z jaskini, która każe mi karmić ludzi w najbliższym otoczeniu. I obrażać się śmiertelnie, kiedy odmawiają jedzenia. Moja mama tak ma, moja babcia tak ma, zapewne moja prababcia i dalsze protoplastki też tak miały. Napchałam więc dziś każdego, kto przekroczył próg mojego domu suszim po sam czubeczek i czuję się taaaka spełniona. Tak.

sobota, 1 maja 2010