środa, 27 maja 2009

nuda

W pracy, w domu, na proszonym obiadku i na herbatce, rano i wieczorem nuda. I spać się chce.

poniedziałek, 25 maja 2009

00,00 Warszawa

Właśnie zauważyłam, że poprzednie posty popełniłam w czasie "-08,00, strefa pacyficzna".
No niestety, NIESTETY nie. Tu "00,00 Warszawa". Bez odbioru.

czwartek, 21 maja 2009

co jest ważne w życiu, a co nie

Nieważne, że dwa lata temu zgodziłam się wyjść za faceta, który nagle od poniedziałku permanentny peemes i wydziera się na mnie, jak nie przymierzając, ostatni cham.

Nieważne, że nie piłam dziś kawy, jest -8748734 hektopaskali, w związku z czym absolutnie nie chce mi się pracować, za to spać mi się chce taaaaaaaaaaaaak baaaaaaaaaaaaaaaaaardzo.

Nieważne, że mam 23848 kg nadwagi i poodpryskiwany lakier na paznokciach.

Nieważne, że nie mogę zdobyć ostatniego odcinka Grey's Anatomy, który wszyscy już widzieli i teraz muszę słyszeć na każdym kroku komentarze, jaki wzruszający był ten, kurna, ślub i jakim zaskoczeniem było, że on się jej w ogóle oświadczył. Nieważne, jak już w końcu dorwę, to też pewnie będę zaskoczona i ooooooch.

Ważne, że mam fantastyczne koleżanki i je kocham.
Jednak co dziewczyny, to dziewczyny. Żaden facet nigdy im do pięt nie dorośnie.

DZIEWCZYNY GÓRĄ!

wtorek, 19 maja 2009

no to jestem

Przez pięć lat dzielnie broniłam durnego pomysłu, szkoda tylko, że durnota jego dotarła do mnie już po wcieleniu pomysłu w czyn, to jest rzuceniu wszystkiego, co przez te pięć lat w trudzie i znoju udało nam się jako tako posklejać do kupy TAM, żeby przeprowadzić się TU, do korzeni, w strony rodzinne, gdzie dzięcielina i świerzop... Szlag.

Było się nie zgadzać, było się nie nabierać na marketing uprawiany podstępnie, przemycany podprogowo, było twardo tkwić przy swoim, było mieć własny rozum. Nie miałam, to teraz mam.

Nie powinnam więc marudzić, że zadupie, że zesłanie, że ciasno, że brudno, że nudno, że wszystko do dupy. W życiu liczy się konsekwencja (jak mi jest tłuczone do tego durnego łba dzień po dniu), więc należy z radosną pieśnią na ustach udać się do zakładu, by w trudach i znoju (deja vu?) sklecać wszystko od nowa. Super.

No to jestem.