Jestem miszczem koordynacji.
Bez dwóch zdań.
Próbowaliście kiedyś uzgodnić wspólne parametry wyjazdu wakacyjnego dwutygodniowego dla dwunastu osób dorosłych, pracujących zawodowo w 12+n (nie chce mi się liczyć, kto ma ile części etatu gdzie - ale na pewno n>1) różnych organizacjach, w tym 6 bab oraz 2 facetów nie mniej foszastych od przeciętnej baby? Otóż powiem Wam, że należy uwzględnić co najmniej [12^8]! (dla humanistów - ten wykrzyknik to SILNIA, czyli BARDZO, BAAARDZO DUŻO) sprzecznych uwarunkowań, wykazać się zdolnościami mediacyjnymi na poziomie proficiency, anielską cierpliwością oraz sześcioma godzinami wolnego czasu z dostępem do internetu i telefonu. Dalej już pójdzie jak z przysłowiowego SPŁATKA.
Ale.
Jako że, nie chwaląc się, jestem w/w MISZCZEM - to powyższe oczywiście było jeno dziecięcą igraszką.
I oto stał się cud, i JEDZIEMY JAK CO ROKU WSZYSCY RAZEM NA WAKACJE.
Kto twierdzi inaczej - niech się nie boi powiedzieć mi tego prosto w oczy. Proszę, śmiało. Anyone...?
poniedziałek, 22 lutego 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Też jestem miszczem ... tylko zapomnianym...
OdpowiedzUsuńszacun. naprawde szacun. ja ze starym się umówić nie mogę, a nie chcę nawet myśleć, jakby to było, gdybym w planach miała uwzględnić którąkolwiek z moich koleżanek - żmij.
OdpowiedzUsuńdreszcz mnie przeszedł.
przerażenia dreszcz.
miszczostwo prawdziwie korporacyjne, niechaj i wakacje będą miszczowskie!;)
OdpowiedzUsuńChylę głowę,jesteś wielka....
OdpowiedzUsuń