Jako doskonale jałowej połowie usankcjonowanego prawnie związku małżeńskiego, pozostaje mi wystawić środkowy palec w kierunku posłanki P., i zaśmiać się na głos z dziką satysfakcją, jak też koncertowo ją zrobiłam w chuja - ona mi ulgi i dziedziczenie, a ja jej w zamian okrąglutkie, tłuściutkie ZERO. Ani jednego podatnika, z którego w przyszłości można by ściągnąć haracz na pensję pani, tfu, posłanki. I jeśli by kiedyś powstała mi nieśmiała myśl o rozmnożeniu się, to przysięgam, że będę tłumić ją w zarodku, a nie dam głupiej krowie satysfakcji.
Komu głos w wyborach, komu...?
wtorek, 29 stycznia 2013
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz