Spakowałam kanapki, termos, koce, ciepłe skarpetki, śpiwory, namiot typu "igloo", zapalniczkę samochodową i podpałkę do drewna, naładowałam do pełna obydwa telefony, pożegnałam się z kotem i wyruszyliśmy. I, O CUDZIE!, udało się wrócić do szczęśliwie do domu, w sensie, że nie tylko ja, ale samochód też.
Przejechałam ledwo trochę ponad 500 km, średnia prędkość 37 km/h, czas można sobie łatwo policzyć. Teraz zamykam oczy i widzę zbliżające się pobocze, i czuję tę niepowtarzalną adrenalinę tej jednej sekundy, w której właśnie tracisz panowanie nad kołami i wpadasz w poślizg. Przepaliła mi się chyba żarówka w kontrolce eespe, a jeśli nie, to z całą pewnością potroiła swoje kilkuletnie zużycie w kilka godzin.
Zasady prowadzenia samochodu w warunkach arktycznych są proste: dwie rączki mocno trzymają kierownicę, oczy szeroko otwarte i nie tracimy głowy. Nawet kiedy przed maską takie widoki:
a właśnie zapaliła się kontrolka rezerwy paliwa.
Nawet kiedy trzeba zatrzymać się i zjechać na pobocze na widok każdego TIRa nadjeżdżającego z naprzeciwka, w przeciwnym bowiem razie ryzykujemy zepchnięcie na rzeczone pobocze w sposób niekontrolowany.
Nawet jeśli koła tracą przyczepność średnio co 31 sekund.
Nawet kiedy droga krajowa wygląda tak:
a nam już zamykają się oczy ze zmęczenia.
ZACHOWAJ CZUJNOŚĆ!!!
wtorek, 14 grudnia 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Szacunek! Ja bym zjechała do pierwszego widocznego domostwa. Nie cierpię zimy!
OdpowiedzUsuń"Co nas nie zabije, to nas wzmocni." Pierwsza i przedostatnia zasada dzielnego kierowcy! ;)))
OdpowiedzUsuńA ostatnia? Jaka jest ostatnia?
OdpowiedzUsuńOstatnią zabiera ze sobą do grobu. ;P
OdpowiedzUsuń