Krokusy już po, szafirki, żonkile, forsycja, magnolia, mirabelki zaraz kończą, brzoskwinie, morele, grusze, a za chwilę jabłonie, wiśnie, różaneczniki, tulipany, róże. Wszystko kwitnie. Jest tak pięknie, ze zapiera dech w piersiach. Ciekawa jestem bardzo, czy do takiej pogody można się przyzwyczaić? Czy po kilku latach bez zimy też dopadałaby mnie sezonowa depresja, czy jak w tym roku?
Nad morzem jeszcze trochę chłodno, ale za to pachnie. I co z tego, że ryby niby z mrożonki, z ubiegłorocznych połowów, kiedy smakują jakby je właśnie przed chwilą wyciągnęli z kutra. I mola. Uwielbiam mola, i ten klimat Bałtyku sprzed 25 lat, obecny właściwie wszędzie poza kurortami.
Co tu dużo gadać, cudnie jest. Idę zjeść kanapkę z trewalem na śniadanie.
PS. edit. bułka mi sie spaliła, a trewala zeżarł kot. drugi kot zerzygał się w międzyczasie na dywan (rzyganie współczulne? wtf?). czyli jednak standard.
wtorek, 15 kwietnia 2014
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz