Gdzie byłam, jak mnie nie było? A to różnie. Ale już wróciłam i jestem.
Powrót do najbardziej udanych nie należał, gdyż wychynąwszy stópką obutą w balerinkę w otoczenie o temperaturze bardziej niż ujemnej, miałam ochotę czem prędzej rzeczoną cofnąć i wrócić do miejsc, gdzie nie zawsze tak jak by się chciało dojrzałe arbuzy i uczulenie na krem z filtrem przeciwslonecznym były moimi głównymi zmartwieniami. Ale cofanie nie było opcją, niestety.
Wraz z ogłuszającym mrozem natychmiast dopadła mnie rzeczywistość dżęderowa, za kierownicą pijana i za granicą powstańcza, nie ma lekko. Koty zwinięte w kłębki objętości półkota każdy, patrzą z wyrzutem to na człowieka, to na kominek, na człwieka, na kminek, na człwka, na kmnk i domyśl się, o co może im chodzić. Udaję głupią, że niby wcale nie, że nie slyszałam nigdy o wymaganej temperaturze minimalnej osiemnastu stopni celsjusza (dla kota +5 stopni), ale dorzucam coś tam do ognia, człowiek też kot, też mu sie coś od życia należy. Ciepła miska i ciepłe łóżko, wcale nie takie oczywiste.
Wilk przewidywalny, ale ani trochę nie mniej smakowity, Bator wciągająca do ostatniej kartki, Wegner przenoszący w inny świat. Jest lepiej, choć nie idealnie. Ale podobno jeszcze tylko dwa miesiące i wszystko bedzie inaczej.
A co u Was?
czwartek, 30 stycznia 2014
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
tęskniliśmy! bardzo!
OdpowiedzUsuń;)
OdpowiedzUsuńkot też człowiek.
OdpowiedzUsuń