Tak, zdaję sobie sprawę, że może to trochę nieoczekiwanie, ale takie mam czasem przebłyski, a chyba rzadko mówię o tym głośno, bo przecież dużo ciekawiej jest wiecznie smęcić i mniej lub bardziej okazjonalnie rzucać kurwami. Ale dłużej nie mogę milczeć na ten temat. Muszę, bo się uduszę.
Jestem wściekle szczęśliwa.
Jak norka, czy jak tam.
I właściwie - nie bójmy się tego przyznać - nie mam ANI JEDNEGO powodu do narzekań. Ani jedniusieńkiego. Owszem, chwilami rzuca mi się na łeb i wszystko widzę w odcieniach od 75% szary wzwyż, ale to tylko oznacza, że mi padło na oczy.
A dziś - normalnie chce mi się krzyczeć ze szczęścia. Wiecie, tak na ulicy, na całe gardło, zrobić z siebie idiotkę, wszystko nie ma znaczenia. Upić się ze szczęścia i podskakiwać. Machać torebką jak idę. Rzucać się na szyję i uściskiwać z całej siły.
No, to byłoby na tyle.
Dziękuję pięknie za uwagę.
Nie, nie próbowałam dopalaczy.
No co Wy.
czwartek, 14 października 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Dobrze mieć powód do takiej radości :)
OdpowiedzUsuńjesteś podła.
OdpowiedzUsuńa tak poważnie - to Ci po prostu zazdroszczę. :)