Nie zdążyłam się za bardzo stęsknić. Dwa gorące oddechy i znów jest. Ostatnio widziałyśmy się w kwietniu, u nas nic nowego. W ogóle nie trzeba było. I jak to tak, bez zapowiedzi, my tacy niegotowi i nie ma zupełnie nic do herbaty. Może jednak przełożymy to spotkanie na inny termin? Na przykład dwudziesty trzeci grudnia? Co Zima na to?
Wstaję z łóżka rano i zawijam się w szalik, który zdejmuję w locie pod gorący prysznic wieczorem. Nie śpię w szaliku, ale to tylko dlatego, że potrzebuję jakiejś odmiany w życiu, a nie żeby wciąż to samo do zarzygania.
Są plusy.
Pod trzema swetrami człowiek i tak wygląda grubo, więc co za różnica.
Nikt nie oczekuje aktywności fizycznej na świeżym powietrzu i zrywa człowieka się z łóżka w sobotę bladym świtem w celu zażycia wycieczki.
Można leżeć całe wieczory na kanapie i żłopać wino, nawet grzane.
Kozaki są seksowne.
Mniejsze ryzyko uszkodzenia skóry promieniami ufał.
Brak przymusu wystawiania się na widok publiczny w bikini.
Do szczęścia wystarcza wanna wypełniona gorącą wodą (wrrr!).
Starałam się, tak?
czwartek, 9 września 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
To sie plusów trzaba trzymać ;)
OdpowiedzUsuńCzyli wanna została kupiona, tak? ;)
OdpowiedzUsuńNie! (stąd ten nawias) (wrrr!)
OdpowiedzUsuńI po co sama się tą wanną szczujesz? ;)
OdpowiedzUsuń