I co?
I dupa.
MNM wciąż nie ufa swojemu kolanu (szczerze mówiąc, ja też nie bardzo), więc plan się rypnął, nie jedziemy nad morze, nie będziemy spacerować (!) po wydmach i nie nawdychamy się jodu, nie opchamy się smażoną rybą i goframi, w ogóle nie będzie NIC. Właśnie kliknęłam "anuluj rezerwację" i porzuciłam wszelką nadzieję.
Do tego jeszcze jestem od wczoraj na diecie.
Nic, tylko sobie w łeb strzelić.
piątek, 20 sierpnia 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Zabierz męża do groty solnej i polecam rybę we Fryszerce za Spałą. REWELACJA!
OdpowiedzUsuńA tam nie trzeba CHODZIĆ?
OdpowiedzUsuńW grocie siedzi się na leżaczkach, a we Fryszerce trzeba przejść tylko z parkingu do knajpki. Da radę?
OdpowiedzUsuńto wreszcie strzel sobie w łeb ;)
OdpowiedzUsuń