Nie mam czasu, zarobiona jestem.
Zrywam się z poduszek w środku nocy z krzykiem, przerażona wizją zapomnianego ocieplenia fundamentu, styropian piętnaście centymetrów, przez który nieubłaganie uciekają kolejne kilowatogodziny ciepła.
Spędza mi sen z powiek wybór między elektrycznym grzejnikiem konwekcyjnym a tradycyjną instalacją ceo.
Męczy mnie koszmarem parada pieców gazowych naprzemiennie z olejowymi, zamiast owieczek przeskakujących przez płotek.
Nawiedza mnie wizja zawalających się ścian garażu wraz z kominem, grzebiących pod pustakami nasze urządzenia mechaniczne, nas samych i dodatkowo niewybrany wciąż piec oraz zbiornik z gazem typu propan-butan, eksplozję słychać w promieniu wielu mil.
Już się denerwuję na myśl o wyczerpujących emocjonalnie przeprawach z różnego rodzaju panami fachowcami, co to będzie pani zadowolona.
Jak przebłysk wyższej inteligencji trafia we mnie konstatacja, co my najlepszego, po co i ZA CO?
A nawet jeszcze nie zaczęliśmy na dobre.
Coś czuję, że będzie nerwówka jak dawno.
wtorek, 20 lipca 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz