Okej, ostatecznie tak się możemy umówić. Lekki przymrozek, bezchmurne niebo, słońce w oczy, bezwietrznie i żadnych opadów.
Okej, saskiia, skoro już MUSI być zimno, to niech chociaż będzie jasno i SUCHO, dobra? Nno.
Ale myślę sobie, że taki listopad to ma przechlapane (sic!). No bo powiedzcie sami - kto go lubi? Nikt. Pomijam tu mieszkańców kompletnie odmiennych stref klimatycznych, bo nie mam bladego pojęcia o ich stosunku emocjonalnym do poszczególnych miesięcy i pór roku, ale weźmy taką Europę - nikt, no literalnie nikt nie lubi listopada. No to nic dziwnego, że on nie ma żadnej motywacji, żeby być dla nas miłym. Zupełnie zrozumiałe.
Nie będę pisać, że JEST PIĘKNIE, bo byłoby to ewidentne nadużycie.
Ale...
Wczoraj udało (z naciskiem na UDAŁO) mi (z naciskiem na MI) się dokonać (z naciskiem na DOKONAĆ) rezerwacji noclegu i transportu na za dwa weekendy, uprzednio uzyskawszy z niemałym trudem akceptację męża, a następnie straciwszy resztki nerwów i szacunku współpracowników za pomocą przemiłej pani w infolinii tanich linii lotniczych (niech ich szlag! 3,66 za minutę) i takim to sposobem za kilkanaście dni będziemy jeść kasztany na placu Pigalle.
Następnie odbywszy rajd po sklepach oferujących akcesoria sportowe i dowiedziawszy się, że żaden, absolutnie ŻADEN w mojej okolicy nie oferuje akcesoriów jeździeckich, zupełnie bez nadziei (właściwie to chyba na pamięć) weszłam do Zary, a TAM! cudne prawie-bryczesy! Ha! Hahahahahah! No to kupiłam jeszcze ocieplacze na łydki do kompletu i dziś będę już anglezować półprofesjonalnie (dolna połowa). Nie wiecie przypadkiem, gdzie można dostać fajne sztyblety w nietypowym rozmiarze 40, w nietypowym kolorze czarnym? Byłabym zobowiązana.
Co prowadzi w sposób prosty do kolejnego powodu do radości mimo listopada - dziś upojny wieczór w stajni, lalalallala.
Aha, i znalazłam nawet sposób na listopadowe poranki - odrobina baileysa do porannej kawy i włala, człowiek jest jak nowonarodzony! Owszem, sącząc błogo te kawy zastanawialiśmy się dziś rano z MNM jak daleko jest od baileysa w porannej kawie do setki wódki ZAMIAST porannej kawy, ale no co Wy. Przecież to ZUPEŁNIE dwie różne rzeczy.
I, last but not least, w listopadzie mają urodziny INNI LUDZIE. Nie ja! Nie żebym cieszyła się cudzym nieszczęściem, ale zawsze to trochę pocieszające, że nie jestem sama.
A co Wy lubicie w listopadzie?
wtorek, 3 listopada 2009
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
- urodziny mojego męża
OdpowiedzUsuń- zaraz będzie grudzień i Święta
- takie poranki, jak dziś
Faktycznie, mój blog się u Ciebie w spisie nie odświeża. Ciekawe.
OdpowiedzUsuńCo do punktu drugiego - ja lubię właśnie za to, że JESZCZE NIE MA świąt ;)
OdpowiedzUsuńA co do blogu - odświeża się co kilka wpisów. Nie mam pojęcia, dlaczego.
El-tan" Sklep Jeździecki Katarzyna Bogacka
OdpowiedzUsuńmaps.google.pl
Rzgowska 180
93-311 Łódź
42 646 18 08
:))
Tyle to i ja wiem. Nie dodałam, żeby sklep był czynny po 19? U-ups ;)
OdpowiedzUsuńOdszczekuję. Mają wersję internetową! :)
OdpowiedzUsuńDzięki, Anonimowy ;)
Odszczekuję odszczekanie...
OdpowiedzUsuń"Z dniem 24.12.2008. zlikwidowany został nasz sklep stacjonarny w Łodzi.
„El-tan" Sklep Jeździecki Katarzyna Lorenz
57-250 Złoty Stok, Laski 15"
:(
skoro nie El-tan to może ?
OdpowiedzUsuńSklep: hippoland.abc24.pl
Właściciel: Firma prywatna
Nazwa firmy: HIPPOLAND
Mail: sklep_internetowy@o2.pl
Adres: 91-321 Łódź Żeglarska 9
Telefon: 0-42 65 43 800, 255 68 08
Fax: 0-42 65 43 800
NIP: 726 003 74 52
Regon: 470 632 500
Bank: BPH SA o/Łódź
nr konta: 22 1060 0076 0000 3260 0005 2097
Data ostatniej aktualizacji sklepu: 2009-11-03 17:03:19
Dziękuję, dziękuję, ale nabyłam właśnie artykuły pierwszej potrzeby w gołsporcie ;)
OdpowiedzUsuńja lubię koniec października, czy to się liczy?
OdpowiedzUsuńa. i zgadzam się. powinno być sucho, pani kierowniczko.
Są takie chwile w listopadzie,że lubię ten miesiąc.To wtedy,gdy nie pada deszcz (zdarza się,naprawdę!!!:) ),świeci słoneczko i tak sobie łażę po tych kolorowych liściach.Dzieci gile do pasa,a ja zachwycona...pięknem przyrody.Serio,serio:)
OdpowiedzUsuńA kiedyś lubiłam listopad za to,że wracałam z pracy przez te deszcze i wichury,zmoczona,zziębnięta,ale szczęśliwa,bo w domu czekał ukochany nie-mąż z obiadem/kolacją.I na nic mi te wichury były...