Listopad minął mi pod znakiem dzikiego zapierdolu. Nie wiem, podobno byłam na jakims urlopie, gdzieś pływałam w jakimś basenie i piłam drinki, ale nie pamiętam, nic nie pamiętam. Naprawdę to ja byłam? Niemożliwe.
Teraz codziennie rano wita mnie drużyna konduktorska, a potem jest już tylko ciekawiej. Gdyby doba miała 42 godziny, to i tak zabrakłoby tej ósmej godziny snu. Zawsze jej, suki, brakuje.
W międzyczasie pomalowałam sobie włosy w niewidzialne pasemka i paznokcie na bardzo widoczny kolor oberżyny, dostałam zaległy prezent urodzinowy od MwcaleniejestemtakapewnaczyNbotoniebyłajpadM, Podwieczór wyrósł nam na pełnowymiarowego kocura, poleciałam na Podkarpacie i o dziwo! wróciłam, ktoś się okazał skurwysynem najczystszej maści grzebiąc ostatecznie moją naiwną wiarę, że może to jednak JEST jakieś kosmiczne nieporozumienie, ktoś sie zakochał, ktoś się urodził, a ktoś inny urodzi się lada moment. Ponadto podobno mamy grudzień. Czyli święta. Czyli jak co roku jestem w czarnej dupie prezentowej i najchętniej zapadłabym w sen zimowy, ale pewnie jak co roku odjebie mi w okolicach dwudziestego i przepuszczę ze dwie wypłaty (nie moje, jego ofkors) na gipsowe aniołki i nabłyszczane girlandy, a następnie wykonam karczemną awanturę, ze koniec choinki jest krzywy. Jakby to miało jakiekolwiek znaczenie. A potem będzie nowy rok i będę jeszcze starsza, o ile to w ogóle możliwe.
A jakby tak pierdolnąć to wszystko i wyjechać w cholerę na drugi koniec świata? Proszę?
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
czerwona pigułka czy niebieska pigułka ;)
OdpowiedzUsuńPo prostu uwielbiam te Twoje przekleństwa. Są bardzo zdrowotne. ;)
OdpowiedzUsuńproszę coś napisać, już 20-ty za pasem...
OdpowiedzUsuń