poniedziałek, 6 września 2010

już po

No i zaczęło się na dobre, a właściwie skończyło (dobre). Czas włączyć ogrzewanie tyłka w drodze do pracy, zamienić podróżną zimną latte na gorącą herbatę z sokiem malinowym dla podwójnego efektu, a potem powoli zacząć zagrzebywać się w gawrze i nastawić budzik na 1 maja. Szkoda trochę, co?

W ogóle zrobiłam się ostatnio jakaś marudna. I wybredna. Prawidłowość zaobserwowałam: wraz ze spadkiem średniej dobowej temperatury narasta u mnie niechęć do nabywania produktów z niższej półki. Wczoraj na przykład kucnęłam w sklepie przy półce z zimowymi majtkami i nie mogłam wstać. Kolana mi się zastały w pozycji zgiętej i rób, co chcesz. Majtek nie kupiłam, gdyż najwyraźniej nie produkuje się już zimowych majtek. A ja nie lubię, jak mi wieje po nerach, starsi ludzie tak mają.

Zdecydowanie czas wybrać się na tę jogę, co to na nią się wybieram od miesiąca. W jodze ostatnia nadzieja.

1 komentarz:

  1. Gdańska 88 (jeśli dobrze pamiętam). Rewelacja, polecam. Sama bym się wybrała, ale dziatwa nie pozwala. Może za jakieś 18 lat ;) Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń