poniedziałek, 16 listopada 2009

czekając na

Zaklinam rzeczywistość. Uparcie odmawiam przestawienia mojego osobistego zegarka na czas zimowy, wierząc, że to tylko chwilowe nieporozumienie, ale zaraz wszystko się wyjaśni (prawda???) i będzie tak, jak powinno - czyli ciepło i słonecznie. Nie dopuszczam do siebie myśli, że to może być coś więcej niż chwilowy wybryk klimatu. Właściwie nie ma sensu wykonywać serii skomplikowanych czynności związanych z pokrętełkiem i wskazówkami, kiedy zaraz znów wszystko wróci na swoje miejsce. Mimo że przyszłam na świat paskudną, późną jesienią, to wszystko poza wiosną jest dla mnie oczekiwaniem na wiosnę. Czekam więc.

Listopad najwyraźniej nie jest dobrym czasem na pisanie. Nie żebym dysponowała jakimiś wiarygodnymi danymi statystycznymi, ale rozejrzyjcie się dokoła - wszystko zamiera. Nic się nie dzieje. Nikt nic nie pisze. Wszyscy czekają. W sumie trudno się dziwić, bo ileż można w kółko o tym czekaniu nieszczęsnym?

A tu ze mną dzieje się coś dziwnego. Stopniowo, powoli, acz systematycznie osuwam się w szpony nałogu. Żyję od do. Liczę dni, godziny i minuty. W sumie to wpisuję się świetnie w klimat listopada - czekam.

Zawsze wiedziałam, że mam skłonności do łatwego uzależniania się i popadania w skrajności, ale żeby aż tak? Za nic mam obrażenia cielesne aktualne i potencjalne, za nic wysoce niesprzyjające warunki atmosferyczne, za nic niedobory czasowe, konsekwencje finansowe i rozmaite inne przeciwności losu - każdą wolną chwilę spędzam realizując moją nową pasję. I nikt mi nie wmówi, że konie śmierdzą.

Właściwie to mam taką obserwację, może nieco karkołomną, ale co tam, nie bójmy się przyznać - otóż KOŃ JEST JAK RYBA. Wiecie - wpływa na wszystko. Serio. Aż chce się żyć.

No i oczywiście wraz z całym światem (o ile oczywiście spojrzymy na sprawę z jedynej właściwej perspektywy, to jest z perspektywy Francji, dla której całym światem jest, nigdy byście nie zgadli!, FRANCJA) czekam na nowe bożole. Ach, ta cudowna nutka niepewności towarzysząca oczekiwaniu - czy w tym roku będzie równie paskudne, co zawsze, czy też może ciut bardziej znośne?

Ale o tym, moi kochani, przekonamy się już W NASTĘPNYM ODCINKU.

1 komentarz:

  1. Kurcze,chciałabym sobie tak pogalopować jak Ty....Ale boję się koni.Kiedyś jeden mnie uszczypał i jakiś uraz mi został...
    Ale Tobie życzę....Wiatru we włosach?:)

    OdpowiedzUsuń