poniedziałek, 9 listopada 2009

body & mind

Wszystkie gatunki wytwarzają na przestrzeni ewolucji jakieś zachowania ułatwiające im przetrwanie w zmieniających się warunkach otoczenia. Bez tego pewnie by wyginęły, prędzej czy później.

Moim osobistym osiągnięciem ewolucyjnym jest wykształcenie umiejętności głębokiej regeneracji w środkach transportu. Właściwie w dowolnym środku. Począwszy od wczesnych doświadczeń licealnych z drzemką w autobusach i tramwajach, przez niewiele się różniące studenckie, traumatyczne doświadczenia z pierwszej pracy z regularnym dosypianiem w pociągach pekape, aż po względnie (względem poprzednich) komfortowy status aktualny. Umiejętność tę doprowadziłam już właściwie do perfekcji, wystarczy, że wsiądę do samochodu, samochód ruszy, 3 minuty i śpię. Całkiem niedawno udało mi się przenieść tę jakże cenną umiejętność na kolejny lewel, odróżniam już dwie sytuacje samochodowe wymagające diametralnie różnych strategii - a) standardową (zasypiam) i b) kiedy to ja prowadzę (usiłuję nie). Prawie, prawie zawsze mi się już udaje zaaplikować właściwą.

I to jest prawda, że gdyby nie powyższe, to mogłabym już dawno wyginąć. Biologia jest jednak nieubłagana.

A propos biologii, to nasila mi się ostatnio wielce nieprzyjemne uczucie obłożenia migdałków, obecne właściwie nieodmiennie, acz z różnym natężeniem, od dobrych kilku miesięcy. Interwencja chirurgiczna nie wchodzi w grę, mam bardzo silne poczucie integralności korporalnej i myśl o jej naruszeniu nie przechodzi nawet pierwszego sita akceptacji. Już raczej skłonna jestem wypróbować skuteczność sposobów babcinych, w tym obejmujących smarowanie okolic przełyku (aczkolwiek jedynie okolic ZEWNĘTRZNYCH) płynnym łojem czy obkładanie inną słoniną. Byle bez ostrych krawędzi.

Co poza tym.

Poza tym nieustannie bolą mnie te części ciała, które stykają się z koniem, ale to już na moje własne życzenie. Trzeba mi było nie podskakiwać jak worek kartofli kurczowo trzymający się czego popadnie (wodze, siodło, końska grzywa - byle co, byle zostać w pionie), a anglezować z gracją za pomocą siły mięśni nóg (gdybym Ci tylko ja je miała!), to by nie bolało. A tak - sama jestem sobie winna.

A z rozrywek umysłowych? Z umysłowych to obejrzeliśmy z MNM w weekend DWIE SERIE Big Bang Theory, więc mogę z przekonaniem potwierdzić, że zachowuję niezbędny w życiu balans między rozwojem ciała i umysłu. Co jest podobno bardzo ważne i bez tego ani rusz. Napędzani tą świadomością spędziliśmy bite dwa dni na fotelu przed telewizorem, wstając jedynie w razie najwyższej potrzeby (kiedy skończyły się przekąski / napoje).

Analizując ten pełen wrażeń weekend widzę teraz zupełnie jasno, dlaczego dziś jestem kompletnie nieprzytomna (jak nigdy doprawdy), mimo bonusowej 43-minutowej drzemki w samochodzie. Najwyższy czas nauczyć się regenerować przy biurku. Wyraźnie czuję, że bez tego długo już nie pociągnę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz