piątek, 30 kwietnia 2010

łiiiiiikend

I to długi! Czegóż chcieć więcej od życia?
30 kwietnia to zdecydowanie mój faworyt wśród wszystkich dni roku, od kilku lat przebija nawet wigilię (bo kiedyś wiadomo, czekało się na Świętego Mikołaja, z wiekiem człowiek stracił złudzenia i wiarę w świętych). TTM?

A tu proszę, wszystko zgodnie z planem - słońce świeci, roślinność się zieleni, jeszcze tylko wytrzymam jakoś 6h w pracy i WOLNOŚĆ.

I będę chodzić boso po mokrej trawie.
I będę leżeć na ziemi i poczuję, że naprawdę jest wypukła.
I będę wystawiać twarz do słońca i wyobrażać sobie, że jestem na wakacjach.
I będę godzinami czytać książki na leżaku.
I będę spać w środku dnia zawinięta w koc na tarasie.
I będę pić wino przed 11 rano.
I będę mieć wszystko w dupie.

I pięknie będzie, no.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz