czwartek, 26 lipca 2012

lato w mieście

Poszłam jednak na to wino. W sumie to może i nie powinnam była, bo był czwartek i musiałam w tym celu porzucić samochód w miejscu publicznym (zapominając uiścić należności za parkowanie w piątek, bo przecież miałam mocne postanowienie spożywania wyłącznie cocacoli light, przy czym już wtedy wiadomo było bez cienia wątpliwości, że sama siebie oszukuję), ale dzieciaki w naszym wieku jeździły na deskorolkach, leżaki były takie wygodne, wino zimne, klimat imprezowy, a towarzystwo wyborne, że nie można było być sztywniarą mimo śpileczek w miejsce trampków i jak zwykle za dużo było wszystkiego, i tylko cudem następnego ranka zachowałam przytomność w wypełnianiu obowiązków zawodowych, które na szczęście nie obejmowały operowania dużymi urządzeniami mechanicznymi, bo temu  bym nie sprostała. Takie czwartki to ja poproszę co tydzień.

A potem był weekend i znów mieliśmy 20 lat, przegraliśmy podobno jakieś pieniądze w karty, ale warto było bez dwóch zdań. W przyszły weekend też chętnie przegram jakieś pieniądze w karty!

To było wczoraj, w niedzielę. A dziś znów mamy czwartek, mały piąteczek.
Bardzo lubię letnie weekendy.

1 komentarz: