środa, 6 kwietnia 2011

szał, dziki szał

Różne wersje Mojej Choroby były już omawiane na łamach, ale dziwnym trafem Szał Remontowo-Budowlany chyba jeszcze nie. A jest o czym, oj jest.

Tak się jakoś złożyło, że pod aktualnym adresem zaczęłam pisać akurat w momencie, kiedy moje życie w tym akurat aspekcie dobiło do spokojnej przystani po latach burz i zawieruch różnorakich. A wcześniej bywało rozmaicie. Powiedzmy tylko, że z agentami nieruchomości wysyłaliśmy sobie porcelanowe filiżanki w charakterze prezentów świątecznych, a "notariusz" był stałą pozycją w corocznym budżecie. Można się przyzwyczaić.

Osiedliśmy, gdzie osiedliśmy, ale złudzeń to my nie mieliśmy nawet przez chwilę, wiadomo było, że długo ten spokój nie potrwa. I nastał oto ten dzień, SR-B nadciąga. Tylko trochę wypadłam z obiegu, ale to się nadrobi raz dwa.

Będzie sielsko, będzie pięknie, drewniane nagrzane słońcem dechy będą nam skrzypieć pod nogami, a kawa w letni poranek na własnym tarasie będzie smakować jak żadna inna. Jeszcze tylko zszarpiemy sobie nerwy do żywego, zedrzemy paznokcie do krwi, zrujnujemy się finansowo, zarzucimy takie błahe rozrywki jak życie towarzyskie czy sen, rozwiedziemy się siedemnaście razy, spotkamy się w sądzie z trzema ekipami budowlanymi, doprowadzimy do spazmów ze dwóch podwykonawców, przeżyjemy ze dwanaście kataklizmów pękniętych rurek i padniętych zasilań, wydłubiemy drzazgi zza paznokci i nawet się nie obejrzymy, kiedy w kominku wesoło będzie trzaskał ogień naszego domowego ogniska.

Aż do następnej nawałnicy.

1 komentarz:

  1. Plan piękny. Plan odważny. Co nie znaczy, że nie potrzebujecie współczucia. :)

    OdpowiedzUsuń