wtorek, 24 kwietnia 2012

lubię to



czwartek, 19 kwietnia 2012

i zimno, i pada

I to już? Po wszystkim? Wiosna od środy do piątku, w sobotę lato, a teraz znów jesień i tak aż do stycznia, kocham ten klimat. Doprawdy, staram się widzieć tę szklankę do połowy pełną, ale jako że nie jest ona pełna wina, to jest mi jakby nieco trudniej.

Ale.

To nic, że znów mam katar stulecia, ALE! za to sprzątanie kociej kuwety jest mi doskonale obojętne i właściwie to nawet nie mam nic przeciwko.

To nic, że jak w każdym przedsięwzięciu (szewc bez butów i te sprawy) trójkąt koszty - jakość - czas rozjeżdża się dramatycznie na boki, spłaszczając sobie nieprzyjemnie czubeczek, ALE! w końcu będę pić tę poranną kawę na tarasie, już za momencik (owinięta puchowym śpiworem, ALE! co tam).

To zupełnie nieważne, że wszystko na co mam siłę po powrocie ze zakładu, to zalec nieprzytomnie na kanapie i nawet telewizor mi nie potrzebny, patrzenie w ścianę też doskonale relaksuje, ALE! budujemy lepsze jutro!

I tym optymistycznym akcentem, oby do wiosny. Jeszcze tylko jedenaście miesięcy.

niedziela, 15 kwietnia 2012

jedno jest pewne, to była sobota

To był upojny dzień. Umyłam 5 okien, podłogę osiem razy, kominek po całym sezonie, starłam kurz, brud i pył z każdej możliwej powierzchni, pod koniec już nie miałam siły psikać psikaczem na okno jedną ręką, musiałam dwiema. No. To jakąś jedną czwartą porządków mam za sobą. Jeszcze parędziesiąt godzin takiej harówki i nasz nowy dom będzie zamieszkiwalny. Mam zakwas w absolutnie każdym mięśniu, o niektórych nawet nie wiedziałam, że je mam na człowieku.

Potem zemdlałam na pół godzinki ma kanapie, wstalam raźnie, zrobiłam oko i włosy, wbiłam sie w rurki i udaliśmy sie na imprezę, której punkt kulminacyjny obejmował przewalanie sie na łóżku w pięć do dziesięciu osób i okazało sie, ze mogłam sobie odpuścić prasowanie bluzki przed wyjściem.

Oraz oglądanie zdjęć z ciepłych krajów.
Tęsknię za ciepłymi krajami.
Czuję, że ciepłe kraje mnie wzywają i że ja muszę na to wezwanie odpowiedzieć.
Raczej prędzej, niż później.

sobota, 7 kwietnia 2012

ach to Ty!

No więc poszlimy w te łąki, wiosna zobowiązuje, trzeba posprzątać po zimie, albo, jak w tym wypadku, po trzydziestu jeden zimach, wiosnach, latach i jesieniach. W jakichże to okolicznościach krzewy aronii zostały przyozdobione girlandą z folii aluminiowej, bzy przybrane wianuszkiem butelek po napojach procentowych, a malwy okolone łańcuszkiem styropianu i rozmaitych innych odpadów budowlanych - tego wiedzieć nie chcę, a nawet odwrotnie, chcę pozbyć sie wszelkich wspomnień w tym temacie i nie wracajmy już do tego. Przy okazji potwierdziły się moje przypuszczenia, że w ogrodzie to ja wolę leżeć na hamaku niż sprzątać. Zdecydowanie.

Aż mnie głowa rozbolała,od tego nadmiaru świeżego powietrza, nieprzyzwyczajona jestem. Teraz odreagowuję. Kanapa, koc, kot, w tle gotuje sie masa kajmakowa i odciekają dwie paschy, coś jakby święta...?

środa, 4 kwietnia 2012

dreams do come true

O co chodzi, czyżbym przespała wiosnę i lato, i znów mamy jesień? Znów jest ciemno jak wracam z roboty, wyciągnęłam z szafy schowane przed tygodniem kozaki i szalik, długo się nie należały. Znów mam ochotę wypruć sobie bebechy i się na nich malowniczo powiesić na kryształowym żyrandolu. Bosko jest.

Planuję imprezę plenerową na maj i mam szczerą nadzieję, że temperatura powietrza przekroczy piętnaście stopni Celsjusza. W cieniu. Inaczej będę mieć tłum małoletnich żądnych rozrywki w czterech ścianach, co może skończyć się masowym pogromem. Koty już uprzedziłam, mają się trzymać w okolicach sypialni gospodarzy, którą odgrodzimy drutem kolczastym pod napięciem oraz wianuszkiem z czosnku i brokułów. To powinno powstrzymać szarańczę.

Śnią mi się hamaki, grille i kawa na tarasie.

A w międzyczasie znów porywam się z motyką na słońce, przez słońce należy rozumieć paschę, mazurek czekoladowy oraz kajmakowy i pasztet z soczewicy. Wciąż nie mogę pogodzić się z faktem, że nie posiadam talentu kulinarnego, wciąż walczę. Historia całych lat nieustających porażek nie uczy nas niczego. Nadzieja umiera ostatnia.