poniedziałek, 22 lutego 2010

who's_the_master

Jestem miszczem koordynacji.
Bez dwóch zdań.

Próbowaliście kiedyś uzgodnić wspólne parametry wyjazdu wakacyjnego dwutygodniowego dla dwunastu osób dorosłych, pracujących zawodowo w 12+n (nie chce mi się liczyć, kto ma ile części etatu gdzie - ale na pewno n>1) różnych organizacjach, w tym 6 bab oraz 2 facetów nie mniej foszastych od przeciętnej baby? Otóż powiem Wam, że należy uwzględnić co najmniej [12^8]! (dla humanistów - ten wykrzyknik to SILNIA, czyli BARDZO, BAAARDZO DUŻO) sprzecznych uwarunkowań, wykazać się zdolnościami mediacyjnymi na poziomie proficiency, anielską cierpliwością oraz sześcioma godzinami wolnego czasu z dostępem do internetu i telefonu. Dalej już pójdzie jak z przysłowiowego SPŁATKA.

Ale.

Jako że, nie chwaląc się, jestem w/w MISZCZEM - to powyższe oczywiście było jeno dziecięcą igraszką.

I oto stał się cud, i JEDZIEMY JAK CO ROKU WSZYSCY RAZEM NA WAKACJE.
Kto twierdzi inaczej - niech się nie boi powiedzieć mi tego prosto w oczy. Proszę, śmiało. Anyone...?

niedziela, 21 lutego 2010

wiosnaaaaaaaaa

To nic, że trawniki pokrywa wątpliwie już białe gówno do wysokości jednego metra, to nic, że mamy połowę lutego i wciąż nie ma mowy o sandałkach, to wszystko nieważne, bo dziś po raz pierwszy w tym roku ZAPACHNIAŁO WIOSNĄ!

Aż nabyłam z tej okazji całkiem nowe okulary przeciwsłoneczne i jestem absolutnie szczęśliwa. Teraz będzie już tylko lepiej.

WIEDZIAŁAM, że w końcu kiedyś nadejdzie ten dzień. I oto jest.
Ha! Hahahhahahahahahahahah!!!

sobota, 20 lutego 2010

drogą, drogo

Uprzejmie donoszę, że przebyłam dziś własnoręcznie ponad 700 km drogami krajowymi i szczęśliwie dotarłam do domu w jednym kawałku. Wraz ze mną dotarł prawie równie szczęśliwie nasz ukochany samochód w stanie niemalże nienaruszonym (upiorne walenie w lewym przednim nadkolu - WTF??) oraz mandat karny na kwotę 200 nowych polskich złotych w pakiecie z 6 punktami karnymi, co było wyrazem wyjątkowej uprzejmości i najwyraźniej dobrego humoru pana policjanta, gdyż, powiedzmy sobie szczerze, miał pełne prawo wypisać 500/10.

Czyżby ubiegłoroczna zła passa samochodowa się skończyła...?

czwartek, 18 lutego 2010

wSPAniale

Dochodzę do wniosku, że ten MNM nie taki ostatni. W końcu (!!!) dotarły do niego subtelnie przez długie miesiące wysyłane sygnały podprogowe o wymarzonym podarunku - otóż oczywiście chodzi o WANNĘ.

No to dostałam. I to taką fulwypaszbąbelkamiioczojebnymiświatełkami (chyba nawet dostałam lekkiego napadu drgawek (siżers) od tego migania, ale co tam), z olejkami, świecami, muzyczką i przystojnym masażystą w pakiecie. Szkoda, że tylko na jeden wieczór, ale dobre i to, prawda.

I mam tylko jedną drobną uwagę - w tych stołach do masażu, co to mają takie specjalnie wyprofilowane zagłębienia na twarz jak się leży na brzuchu, żeby się nie udusić, powinni zrobić jeszcze dwa dodatkowe - na cycki.

Poza tym było bosko.
See U soon.

środa, 10 lutego 2010

na okrągło

Jestem głęboko rozczarowana, że gógle nijak nie nawiązują graficznie, jak to mają w miłym zwyczaju, do zaślubin Polski z morzem. A przecież dziś okrągła dziewięćdziesiąta rocznica odzyskania dostępu do morza! Serdecznie namawiam wszystkich nadmorzan do uczczenia tego faktu co najmniej spacerem po plaży, można wrzucać biżuterię w fale wzorem generała (chociaż platynową to może jednak niekoniecznie). Wrzućcie i ode mnie coś, bo jakoś mi nie po drodze dziś do Pucka, nad czym szczerze ubolewam. Z góry wielkie dzięki.

A propos okrągłych rocznic - jak wiadomo - the time has come. Startujemy w sobotę. A fakt, że lepiej być "over the hill" niż "burried under it" jest dla mnie naprawdę niewielkim pocieszeniem. Choć może patrzę na sprawę z zupełnie niewłaściwej perspektywy.





Ale stawimy temu czoła z godnością.
Nawet jeśli godność ma od teraz oznaczać toksynę kwasu botulinowego wstrzykiwaną podskórnie w niewielkich dawkach.

niedziela, 7 lutego 2010

niech żyje bal

Drugi raz nie zaproszą nas wcale...?

I jeszcze smutna refleksja mimo weekendu - odkryłam dodatkowy sposób, w jaki ewolucja postanowiła na człowieka się uwziąć i dać mu w kość (sic!). Otóż kość ogonowa. Najwyraźniej dysponujemy nią wyłącznie na potrzeby ewentualnego jej złamania, innego uzasadnienia nie widzę. Czego też najprawdopodobniej udało mi się dowieść wczoraj rano widowiskowym saltem zakończonym gwałtownym kontaktem z glebą. A-ła.

czwartek, 4 lutego 2010

luty vs. lipiec

Wygląda na to, że zapadam w sen zimowy. Aura sprzyja ograniczaniu aktywności do minimum, zagrzebywaniu się w ciepłych norach i spożywania trunków wysokoprocentowych w nadmiernych ilościach. Jeszcze trochę potrwa ta cholerna zima i obawiam się, że wreszcie osunę się w poważne stadium choroby alkoholowej, na granicy którego z gracją balansuję od lat. Do czasu.

W radiu zamiast jakiejś porządnej, rozgrzewającej samby czy innego merengue tylko hazard i afera, wysoka komisyja i Kamiński. Człowiekowi społecznie nieobojętnemu nie słuchać nie wypada (potrójne zaprzeczenie, kto się nie pogubił?), aczkolwiek ja tam słyszę głównie dwa słowa powtarzane w kółko: TRZYDZIESTY LIPCA... hmmm... co też ja robiłam TRZYDZIESTEGO LIPCA? Kochany pamiętniczku...?

Cóż, nie wypadłabym chyba wiarygodnie w oczach wysokiej komisyi, gdyż zupełnie nic nie pamiętam, a zapiski są jakby mało jednoznaczne, lista nazwisk nijak nie zgadza się z terminarzem spotkań, guilty as charged. W sumie nieważne, co, ważne JAK. Czego bym nie robiła, robiłam to w sandałkach oraz sukienkach na cienkich ramiączkach, w przeciwsłonecznych okularach oraz z jedną nogą w basenie. Pijało się wtedy zimne drinki, zimne wino i zimną wódkę (w sumie to ostatnie się nie zmieniło), zalegało na hamakach w cieniu i grzało tyłek w słońcu. Mówcie sobie, co chcecie, ale lipiec bije ten cholerny luty na łeb.

No. To sobie ponarzekałam. Jak nie ja.
Do usłyszenia za 5 miesięcy.